Zanim ogłoszę to jutro wszem i wobec na pozostałych mediach społecznościowych, chciałam najpierw podzielić się tym z Wami: rok po tym, jak zaczęłam ją pisać dzięki stypendium m.st. Warszawy, Sztuka przetrwania ma wydawcę i datę premiery, a także opis, liczbę stron i piękną, najpiękniejszą okładkę!
Okładkę zaprojektował Przemek Dębowski (pomiędzy remontem a dentystą), tekst redagowały Ewa Ślusarczyk i Małgorzata Szczurek, nad umowami i rozliczeniami czuwał Piotrek Wawrzeńczyk wraz z resztą agencji literackiejBooklab, a cudowne zdjęcia promocyjne zrobiła mi Gosia Kępa, o której opowiadałam Wam tu parę tygodni temu w kontekście miejskiej gleby i cudu rozkładu. Choć normalnie nie znoszę być fotografowana, sesja z Gosią była wspaniałym doświadczeniem - co zresztą widać:
A teraz kilka słów o tym, czego w świetle tego sukcesu nie widać, a o czym tak naprawdę Sztuka przetrwania jest, bo:
Łatwiej sprzedać lub wystawić dzieło powstałe w wyniku niepokalanego poczęcia – ekskluzywny, końcowy produkt czyjegoś nadprzyrodzonego, jednostkowego talentu, zamknięty pod kloszem jako obiekt dla wybranych – niż zachęcić ludzi, by docenili efekt czyjejś zwykłej, przyziemnej pracy.
Ale podważ róg tego świętego dzieła paznokciem, zdrap wierzchnią warstwę społecznych przekonań i arbitralnej, ekonomicznej wartości, a sztuka zacznie fermentować i wyrzucać na powierzchnię osad z wszystkiego, co rynek, a czasem także kuratorzy, krytycy i akademicy woleliby z danego projektu wymazać.
To całe gonienie w piętkę. Spóźnienia. Frustracje. Nieudane odbitki. Przemarznięte palce. Sploty konkretnych ciał z innymi, nie tylko ludzkimi ciałami. Pielęgnowane w czasie i pocie czoła umiejętności. Nieudane współprace. Nieustanne zmiany. Bilans kosztów i strat.
Oto, jak proces pisania tej książki wyglądał w praktyce:








A to i tak zaledwie ułamek faktycznej pracy, z której Sztuka przetrwania się składa. Bo ta książka, podobnie jak żadna inna, nie powstałaby bez całej sieci wsparcia:
Krzyśka odwożącego dzieci do placówek, usypiającego je czy dzikującego z nimi na placach zabaw;
osób, które w żłobku i przedszkolu na dobrostan dzieci pracują;
babci i dziadków, którzy też zabierali maluchy na różne przygody;
Anieli, a wcześniej Marceliny, które czasem i trzy razy w tygodniu bawiły się z dzieciakami, żebym ja mogła pisać;
pani Svietlany, a potem pani Sylwii, które wzięły na siebie sprzątanie naszego domu;
całych zastępów naszych przyjaciółek i przyjaciół - wyciągających nas na spacery (i mnie z dołków i niepewności), czytających fragmenty książki (i czytających do snu naszym dzieciom), sprzątającym z nami chatę (i sprzątającym ze mną kolejne rozdziały);
dwójki terapeutów i psychiatry;
świetnych redaktorów, z którymi pracowałam przy innych tekstach, ucząc się od nich większej dyscypliny stylu;
mojej dawnej promotorki, znajomych z uczelni, kumpeli z doktoratu i redakcji;
Was! Strasznie Wam dziękuję za to, że tu jesteście;
oraz wszystkich innych osób, które na różne sposoby dołożyły się do tego, żeby ta książka powstała
Piszę Wam o tym, bo dawno, dawno temu, kiedy marzyłam, żeby kiedyś napisać książkę - a jednocześnie bałam się za to zabrać, bo wyobrażałam sobie, że wymaga to przede wszystkim mistycznego talentu - nie miałam pojęcia, jak bardzo pisanie jest społeczną czynnością. A każdy kolejny draft książki - pierwszy, drugi, trzeci, CZWARTY - powstaje we współpracy z innymi. Zresztą nie tylko z ludźmi czy instytucjami, ale i z całym lokalnym środowiskiem: forsycjami, mirabelkami, morwami, mniszkami, łyskami, kosami, szpakami, kotami, szczurami, pszczołami, muchami, komarami, deszczówką, burzami, drzewami, stawami, rzekami - wszystkim co bliskie, aż po horyzont.
Bez Was i bez nich nigdy bym nie dała rady. Dziękuję!
A jeśli chcecie poznać więcej ciekawych opowieści o środowisku i sztuce, wpadnijcie koniecznie na nowiutki PerfoNewsletter, gdzie Mateusz Chaberski - prawdziwy król ekokrytycznych inspiracji - dzieli się tym, co akurat czyta się, słucha, ogląda i robi na Katedrze Performatyki UJ.
Okładka wspaniała, treść również zacna. Dzięki za polecajkę!
Ależ pięknie! Bardzo się cieszę i oczywiście nie mogę się doczekać, aż książka będzie gotowa. I oczywiście mam bliskie temu, co napisałaś, przemyślenia dotyczące księgarni - że to twór bardzo kolektywny! Uściski Aniu.