Lubicie dostawać pocztówki? Ja uwielbiam! Dlatego dziś, zamiast zwyczajowej opowieści, przesyłam Wam pocztówkę z Galerii Kozia Szyja w Kopańcu, gdzie najpierw jeździłam z rodzicami, a teraz przyjeżdżam z własnymi dziećmi, ilekroć wszyscy za bardzo stracimy w Warszawie grunt pod nogami i musimy wyjechać, żeby odetchnąć. Odpocząć. Odpłynąć. Odciąć się od bodźców. Odzyskać równowagę. Mocniej się zakorzenić. Połazić po lesie i po górach. Pośmiać się, pogadać, posiedzieć w przyjemnej ciszy. Pogłaskać kozę Tereskę, psa Kiwi, kota Rodosa. Pogapić się na niezwykłe rzeźby, mistyczne obrazy i poruszające fotografie w galerii nad schodami. A potem posłuchać magicznych opowieści Leszka o lokalnej przyrodzie, historii, zwyczajach, duchach, wierzeniach i czarach. Najchętniej nad wspólnym stołem, jedząc pyszne jedzenie wyczarowane przez Agatę. A potem pijąc jej domowe nalewki (chociaż ja akurat niestety od kilku lat muszę obchodzić się ich smakiem ze względu na karmienie).
To od Leszka i Agaty po raz pierwszy usłyszałam o kłokoczce - przedziwnej, klekoczącej roślinie, o nasionach przypominających cieciorkę, z której kiedyś kiszono kapary, wyrabiano różańce, produkowano olej do oświetlania chat i rzeźbiono talizmany do odstraszania czarownic. Dziś głównie czyta się o niej w atlasach botanicznych, bo mimo objęcia ścisłą ochroną gatunkową, prawie całkowicie z Polski zniknęła. A tu rośnie tuż obok chaty, za rogiem, z przypadku, który w Kopańcu niemal nigdy przypadkiem nie jest. Bo tu przypadki nie tylko chodzą po ludziach, ale i gęstnieją, stają się ciałem i zamieszkują między nami.
Warto tu przyjechać. Warto tu odpocząć. Warto tu pomarzyć i otworzyć się na inne opowieści, inne wizje. Otwierające, zaskakujące, do bólu bliskie, naprawdę potrzebne.
Mam nadzieję, że kiedyś tu przyjedziecie, bo w tym miejscu sztuka przetrwania nabiera zupełnie nowego, pełniejszego znaczenia. I mam nadzieję, że gdziekolwiek teraz jesteście, jest Wam obecnie równie dobrze, jak nam.
Do zobaczenia!