Zaczęło się tydzień temu, kiedy nie wysłałam Wam kolejnego wpisu, bo zupełnie o nim zapomniałam. Tego wieczoru wykąpałam się za to w Warcie - rzece, nad którą się urodziłam, ale w której wcześniej nie zanurzyłam nawet palca. Pływając w niej, myślałam o Siostrach Rzekach i twórczej przyjemności płynącej z re-kreacji. A potem musiałam wrócić do dzieci i pomóc Krzyśkowi spakować nas na powrót do rzeczywistości z majówki. Następnego dnia, czytając po drodze do Warszawy na zmianę doniesienia z Rafah i artykuły o bocianach do kolejnego tekstu, natknęłam się na opowieść o Mandy i Larze Sirdah, siostrach bliźniaczkach, żyjących od lat w Strefie Gazy i zajmujących się tam oddolną, obywatelską obserwacją ptaków - rybitw, czapl, gołębi, gęsi i oczywiście bocianów, uważanych za lokalny skarb i jeden z symboli Palestyny, która jest ich głównym przystankiem na drodze z Polski do chociażby takiego Sudanu. Również obecnie przecież trawionego koszmarnym, nieludzkimi walkami. Bo wojna jest zawsze nie tylko nieludzka, ale i nie-tylko-ludzka. A jej konsekwencje wybiegają daleko poza nasze najśmielsze wyobrażenia.
Po takich odkryciach trudno było się na czymkolwiek skupić. Wróciliśmy jednak do domu, rozpakowaliśmy walizki, zgraliśmy kalendarze, nastawiłam 3kg ogórków, przeczytałam o protestach w Gruzji i coraz gorszej sytuacji w Gazie, wróciłam do pisania, dzieci poszły do placówek, przeczytałam jeszcze więcej okropnych doniesień ze świata, w trakcie spaceru po Zakolu Wawerskim razem z Katedrą Performatyki UJ zobaczyłam pośrodku Warszawy bobra, chwilę później rolnicy zablokowali miasto, następnego ranka pojechaliśmy całą rodziną pielić nawłoć i sadzić z nowymi i starymi przyjaciółmi jarmuż na naszej spółdzielczej farmie miejskiej MOST, obok której kolejnego dnia - w piękną, słoneczną, majową niedzielę - wybuchł przerażający pożar. Zresztą nie jedyny tej doby. Kwitł rumianek, z trawy wyglądały szparagi, koniczyny, pokrzywy i skrzyp, dmuchawce panoszyły się po mieście siłą swej woli i niezwykłej technologii przetrwania, na jabłonkach i mirabelkach puchły nieśmiało pierwsze, twarde, zielonkawe owoce, trzmiele zbierały nektar, ze skrzeku wyłaziły kijanki, w parku lęgły się łyski i szczury, czas płynął, świat toczył się dalej i było to wszystko niesamowite i niesprawiedliwe. Niesamowicie niesprawiedliwe. Niesprawiedliwie piękne.
Dobranoc.
ostatni rok walczę o Wartę ;) https://next.gazeta.pl/next/7,172392,30943566,chca-zalewac-odkrywke-woda-z-warty-nie-analizowano-wszystkich.html#s=BoxOpMT