W oczekiwaniu na redakcję książki, między infekcjami, zabiegami, spóźnieniami, śniadaniami, myciem włosów i zmienianiem pieluszek, wybraliśmy się całą czwórką na Festiwal Zbiory w Ogrodzie Botanicznym Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie zupełnie przypadkiem, bezwiednie i na przekór wszystkiemu, co nas w tym miesiącu dojechało, zakorzeniliśmy się wreszcie w jesieni. Pozbieraliśmy kasztany. Zachwyciliśmy się pnączami wanilii. Podglądaliśmy zapylacze. Pogładziliśmy zaklęte w srebrze liście miłorzębu. Zjedliśmy pyszne falafle i słodkie pieczone kasztany. Obejrzeliśmy nasiona werbeny pod binokularami. Zakochaliśmy się w obłędnie zmysłowych kwiatach amarantusa. I przez kilka godzin wszystko było w porządku. Na miejscu. W połączeniu z przyrodą i ze światem. Tak, jak być powinno. I takich przypadkowych świąt bardzo i Wam i sobie w najbliższych tygodniach życzę!
A Wy jak przywitałyście jesień?