Nadeszło przesilenie. Od dziś każdy kolejny dzień będzie przynosił coraz więcej słońca. Ale na razie wciąż panują ciemności. I dobrze. Nasze ciała potrzebują odpoczynku od nadmiaru sztucznego światła. Nawet w sezonie świec i kolorowych lampek. Na początku roku pisałam o tym tak:
Gdzie by nocą nie spojrzeć, polskie miasta płoną sztucznym światłem żarówek, diod, lamp, latarni, latarek, lampek, monitorów, czujników, neonów, ekranów, szklarni i iluminacji. Ciemność jest dziś tylko złudzeniem. Nawet gdy zimą wydaje nam się, że spowija cały świat.
Według danych Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk i interdyscyplinarnego kolektywu Light Pollution Think Tank, zebranych w publikacji „Zanieczyszczenie światłem. Źródła, obserwacje, skutki”, już w 2022 roku „naturalnie nocne niebo” – a więc takie, którego nie rozjaśniło nadmiernie sztuczne światło – nie wystąpiło w Polsce ani razu. Nigdzie. Nawet w najdalszych Bieszczadach. Bo i tam dociera łuna z okolicznych miast. Jak zresztą wszędzie indziej, bo Polska nie odbiega w tym zakresie od średniej światowej. (…)
Sztuczne światło razi nas do tego stopnia, że mieszkańcy aglomeracji o najbardziej rozbudowanej infrastrukturze i rozbuchanym życiu nocnym, jak Hongkong czy Singapur, nie widzą na nocnym niebie właściwie żadnych obiektów poza Księżycem. W Polsce nie jest dużo lepiej. Ponad połowa z nas nie jest w stanie dostrzec ani srebrzystego pasa Drogi Mlecznej, ani większości z siedmiu tysięcy innych gwiazd, które rozpościerają się nad naszymi głowami i powinny być widoczne gołym okiem. Aż 14% polskiej populacji żyje w tak jasnym otoczeniu, że ich wzrok przez całą dobę pozostaje w trybie pełnego widzenia dziennego, co nie tylko męczy oczy, ale i rozstraja cały organizm. (…)
Nie pamiętam, kiedy ostatnio przespałam całą noc. Albo chociaż więcej niż cztery godziny z rzędu. Co wieczór po położeniu dzieci, zwisając z krawędzi łóżka zmonopolizowanego przez naszą półtoraroczną córkę, zasypiam w lęku przed pierwszą – drugą, trzecią, czwartą – pobudką. O której tym razem? Czy tylko na chwilę, czy znów na pół nocy? A może w ogóle nie powinnam się kłaść, tylko pisać ten zaległy artykuł o ciemności? Bo skoro dzieci chore, to w ciągu dnia nie będzie czasu. Lepiej, żeby chociaż redaktor nie musiał zawalać nad moim tekstem nocy. Czy nie zapomniałam odesłać rachunku za poprzedni artykuł? Czy na pewno spakowałam synowi do przedszkola bidon? Czy wyłączyłam nianię z kontaktu, żeby migająca dioda nie obudziła małej przed czasem?
Od kiedy zostałam mamą, noce przeciekają mi przez palce gęstym, oleistym strumieniem światła. Miękkiego i pomarańczowego z niewielkiej okrągłej lampki solnej, która przypomina księżyc w pełni.
Kiedy czytam te słowa, nie mogę uwierzyć, że minął rok, od kiedy je napisałam - a także dostałam stypendium, założyłam ten newsletter, zaczęłam pisać książkę. Wydaje mi się, jakby tamten grudzień był zaledwie wczoraj. Wydaje mi się, jakby minęły od niego całe wieki.
Dzieci urosły. Książka ma już okładkę. Ja zeszłam z leków na zaburzenia lękowe, a potem znów na nie wróciłam. Napisałam bardzo wiele stron - często po nocach, przy sztucznym świetle, kosztem snu i odpoczynku, więc żegnam ten rok zmęczona, ale i niesamowicie wdzięczna. Może nawet szczęśliwa. Dziękuję, że tu ze mną jesteście! Od stycznia dalej będę tu pisać, a w marcu - mam nadzieję - spotkamy się na żywo na premierze “Sztuki przetrwania”. Wyglądajcie jej na dniach w zapowiedziach Karakteru.
A teraz czas odejść już od ekranów i zanurzyć się w ciemnościach. Przymknąć oczy, rozluźnić barki i sięgnąć oddechem głęboko, głęboko do brzucha. Albo jeszcze głębiej, do gleby, przeszłości i zaświatów. A potem w drugą stronę - wysoko, wysoko do przyszłośc i odległych, jaśniejących na niebie gwiazd. W końcu zima to czas śnienia. Warto wsłuchać się w jej opowieści. Przespać się z nimi. Schować je z tyłu głowy. Uczcić niczym wróżby na nowy, nadchodzący rok.
Miejcie cudowne święta! Dobranoc. Widzimy się tu w 2025.
(na zdjęciu widok z autobusu wczoraj o godzinie 15:30)